To miała być kolejna szansa na dobrą pracę w wielkiej firmie. Choć wcześniejsze moje doświadczenia nie wypaliły, to nie wiedzieć czemu, ciągle wydawało mi się, że tylko w przedsiębiorstwie z niemieckim kapitałem wykorzystam w pełni swoje umiejętności.
Byłam w końcu tłumaczem języka niemieckiego, absolwentką administracji i politologii.
Dziś myślę, że gdzieś podświadomie chciałam być wierna temu w czym wyrosłam. Moi dziadkowie po wojnie należeli do mniejszości niemieckiej, słyszałam ten język w domu, praktycznie od narodzin. Mama i babcia pracowały w biurze. Były dla mnie wzorem.
Pamiętam jak dziś ten dzień.
Po czterogodzinnym wypełnianiu testów zostałam zaproszona na bezpośrednią rozmowę z psychologiem. Oczywiście po niemiecku. Po głowie latało pytanie – ciekawe jak wypadłam?
I nagle słyszę!
– Ma Pani talent, jest Pani osobą bardzo twórczą i kreatywną, do tego osiąga Pani zamierzone cele, ma Pani umiejętność odnalezienia się w wielu sytuacjach!
Bingo! Jest dobrze – złapałam szybką myśl.
– Dlaczego chce Pani z tymi umiejętnościami pracować w biurze?! Tutaj wypali się Pani po dwóch latach, to nie dla Pani.
Nie wierzę własnym uszom? Co ten psycholog do mnie mówi?
– Niech się Pani zajmie tym, co jest Pani prawdziwą pasją. Aranżacją wnętrz. To jest dla Pani. Pani wynik jest fenomenalny!!! – komentował rekruter.
Pracy wprawdzie nie dostałam, ale coś zaczęło kiełkować.
Comments (0)